Czas osiągnięty na mecie rajdu Bałtowskie Bezdroża Dragon Winch 2019 przez zwycięzców klasy Extreme – Marcina Małolepszego i Łukasza Kożuchowskiego wyniósł 1 godzinę 20 minut i 19 sekund. „Cooo???” – zdziwią się zapewne ci, którzy na zawodach nie byli. Najtrudniejszy rajd przeprawowy w Polsce można pokonać w niecałe półtorej godziny? Otóż – jak widać – można, ale po drodze mierząc się z dziewięcioma odcinkami specjalnymi, których trudność onieśmiela nawet najznakomitszych off-roaderów.
O tym jak ostrej selekcji dokonuje trasa Bałtowskich Bezdroży Dragon Winch, najlepiej świadczy fakt, że z 29 załóg Extreme do finałowego oesu dotrwało zaledwie 13. W klasie Adventure z 18 ekip, które stanęły na starcie prologu, tylko 8 pokonało wszystkie odcinki, nie inkasując po drodze taryfy. Pozostałe przegrały z awariami, własnymi niedyspozycjami lub brakiem czasu.
XVII edycja rajdu odbyła się według sprawdzonego scenariusza – wszak lepsze byłoby wrogiem dobrego. Po prologu w kopalni Sudół załogi ruszały na trasę etapu nocnego, z której musiały zjechać do bazy przed północą. Następnego dnia czekała na nich niezwykle wyczerpująca i syta trasa etapu dziennego sprawdzająca wszystkie elementy off-roadowego kunsztu. Na nudę z pewnością nikt nie mógł narzekać, a widok śmiertelnie zmęczonego, opartego o drzewo Łukasza Kożuchowskiego, który właśnie przeciągnął (dosłownie!) swoje Jimny przez Kanał Mistrzów stanowił najlepszy dowód na to, że Bałtowskie Bezdroża Dragon Winch to wyzwanie… tylko dla mistrzów.
Trawersy między gęsto rosnącymi drzewami po poprzecinanych jarami, leśnych zboczach, przeprawy przez bagna, jeziora i rzeki, których dno kryło niejedną zasadzkę i niespodziankę, podjazdy po niemal pionowych zboczach, gdzie z trudem można było ustać na dwóch nogach, a na koniec – nowość w klasie ekstremalnej – piaskowy tor przeszkód przypominający rywalizację w skandynawskiej Formule Off-road (polegającej na atakowaniu autem niebosiężnych, piaszczystych stoków). Od ilości atrakcji można było doznać zawrotu głowy, przemoczyć się do suchej nitki i ubłocić po same uszy, aż wreszcie najeść się piasku do syta. Tym większy podziw budziły umiejętności zawodników, którzy na oesach spędzali czasem po kilka minut, zaliczając kilkudziesięciometrowe podjazdy bez podpinania liny lub przemykając wierzchem po błotnym trzęsawisku. Widać wyraźnie, że po wielu latach podnoszenia wciąż poprzeczki nasi off-roaderzy osiągnęli niebotyczny poziom, a ich budowane od podstaw terenówki są prawdziwymi perełkami myśli technicznej (kokpity niektórych przypominają kabinę odrzutowców!) przygotowanymi do walki w najtrudniejszych warunkach. Czapki z głów – Panowie i (nieliczne) Panie!
Znakomitym zawodnikom dotrzymują kroku organizatorzy rajdu, którzy po raz kolejny pokazali najwyższą klasę i profesjonalizm, mogący zawstydzić renomowane imprezy zagraniczne. Na „Bałtowskich” wszystko dopięte jest na ostatni guzik, nic nie pozostawia się przypadkowi, a wszyscy uczestniczy czują się zaopiekowani i dopieszczeni. Nawet Szwajcarzy mogliby się uczyć punktualności będącej domeną Szwajcarii… Bałtowskiej. I również nagroda, którą otrzymują zwycięzcy wszystkich klas (w tym roku Marcin Małolepszy i Łukasz Kożuchowski (Extreme), Marcin Wieczorek i Krystian Kotwica (Adventure), Adam Ciota i Szymon Czerski (Wyczyn), Dawid Machalski i Piotr Borys (Turystyka Sport)) ufundowana przez firmę Dragon Winch bije na głowę puchary i medale rozdawane na innych imprezach. Tym razem jest to podróż do egzotycznego Kirgistanu, gdzie miłośnicy jazdy w terenie na pewno nie będą mogli narzekać na nudę. Pozostali zawodnicy już natomiast mogą rozpocząć przygotowania do kolejnej edycji rajdu, zaplanowanej na dni 2-4 października 2020 roku, na której obchodzić będziemy 10. rocznicę Bałtowskich Bezdroży Dragon Winch.
Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro